Z serca Polski nr 2/17

Czas kusaków!

2017.02.14 13:10 , aktualizacja: 2017.06.13 12:38

Autor: Adolf Krzemiński, Delegatura UMWM w Radomiu, Wprowadzenie: Małgorzata Wielechowska

aktorzy odgrywają scenkę w różnych przebraniach Fot. Leszek Laskowski
przy stole scenę odgrywają aktorzy Fot. Leszek Laskowski

Powiedział Bartek, że dziś tłusty czwartek, a Bartkowa uwierzyła, dobrych pączków nasmażyła – zgodnie z tym staropolskim przysłowiem, na Mazowszu końcówka karnawału również obfituje w smakołyki. To także czas balów i przebierańców. Przyjrzyjmy się, jakie tradycje ostatkowe kultywuje Ziemia Radomska.

 

Maszkary, leniwe panny i cyganie

Zwyczaje związane z końcem karnawału najbogatsze były w powiecie przysuskim, leżącym blisko regionu opoczyńskiego. Wiele z nich wydobył i opisał dr Jan Piotr Dekowski, współautor książki „Folklor regionu opoczyńskiego”.

 

W ostatki, czyli we wtorek przed środą popielcową, po miejscowościach chodziły grupy przebierańców, które Dekowski nazywa maszkarami ostatkowymi. Było to kilku mężczyzn przebranych za dziadów, cygana, cygankę, niedźwiedzia (misia), diabła i Żyda. Najważniejszą postacią był miś w długim kożuchu, okręcony grochowinami i przepasany żytnimi powrósełkami, prowadzony przez cygana i poganiany batem. Misiem był dobrze zbudowany i zręczny młodzieniec, który popisywał się umiejętnościami pantomimicznymi, grał m.in. rolę leniwej panny, zakochanego chłopca czy poważnie chorego... Niektórzy przebierańcy – zwłaszcza cyganka – plądrowali komorę i izbę. Grupie towarzyszyła kapela, przygrywając na skrzypcach i bębenku.

 

Wizyty przebierańców kończyły się przekazaniem darów przez gospodarzy i wzajemnymi życzeniami. Zwykle od domu do domu chodziło kilka grup przebierańców, które później spotykały się w karczmie na wspólnej zabawie.

 

Coś dla panien i kawalerów

Mniej znane i wcześnie zanikające zwyczaje to przetarg dziewcząt i obijanie starych kawalerów. W przetargu (najczęściej wieczorem w karczmie) uczestniczyli chłopcy i dziewczęta oraz handlarz, który zachwalał kandydatkę, a także ganiący ją faktor. Nie mogło zabraknąć też kapeli, która grała żartobliwe pieśni. Najczęściej – po dłuższym przetargu – następowała zgoda. Kupujący uderzał w dłoń handlarza, a potem wkładał pewną sumę pieniędzy do naczynia i brał dziewczynę. Wykupione panny częstowały swoich wybawców orzechami czy starannie przygotowanymi chusteczkami. Smutny był los niewykupionych dziewcząt. Jedną z form „ukarania” było wyprowadzanie ich na tzw. wywód, czyli za drzwi. O innych, bardziej drastycznych formach karania lepiej nie wspominać...

 

Pominąć nie można natomiast uciążliwej formy rozprawiania się ze starymi kawalerami. Przebrane kobiety wyciągały mężczyzn z ukrycia i biły ich dziurawymi torbami napełnionymi popiołem, a broniących się dodatkowo okładały kijami. Karani nie mogli wszczynać awantur, bardziej honorowi obiecywali, że w tym roku ożenią się, a uczestników zabawy częstowali cukierkami i gorzałką.

 

Swacina zadanie wyznaczy

Znany był jeszcze jeden zwyczaj, który odbywał się w środę popielcową – comber. Polegał na wkupywaniu się młodych mężatek, które wyszły za mąż w okresie od świętego Wojciecha do wtorku zapustnego, do tzw. cechu kobiecego. Przyjęcie do grupy zamężnych polegało na dowcipnym egzaminie z umiejętności gospodyń domowych przeprowadzonym przez swacinę.

 

Do XX w. comber odbywał się tylko w gronie pań. Później włączali się do tradycji również zainteresowani mężczyźni. Panie przynosiły swoje wiktuały, a panowie wódkę. Na combrze, który zawsze odbywał się w czasie zapustów, znajdowano czas na żartobliwą, a niekiedy swawolną zabawę. O północy kobiety tańczyły obereczka na urodzaj lnu i konopi, pokrzykując: „Oj len, oj len, oj konopie, konopie!". Ważne było, by podczas szalonych pląsów podskakiwać jak najwyżej, co gwarantować miało duży wzrost roślin. Zadaniem mężczyzn było natomiast „wytańczenie” urodzaju zbóż.

 

Broda z konopi, buty dziurawe

W latach 80. XX w. Zespół Folklorystyczny „Wieniawa” pod kierunkiem Stanisława Ambrożka opracował scenicznie „Comber” i „Przetarg dziewcząt”. Widowiska te prezentowano podczas Sejmiku Wiejskich Zespołów Teatralnych w Tarnogrodzie. Ta sama impreza w ub.r. stała się okazją do wystawienia spektaklu „Kusoki” w wykonaniu Zespołu Folklorystycznego „Korzenie” z Łaguszowa[1]. W Łaźni – Radomskim Klubie Środowisk Twórczych i Galerii grupa zaprezentuje przedstawienie 26 lutego br. podczas imprezy pn. „W kręgu folkloru i sztuki ludowej”, która odbywa się od 1980 r.

 

Sięgnijmy jeszcze do tomu „Radomskie” Oskara Kolberga. Etnograf wymienia dwa rodzaje grup przebierańców. Pierwsza składa się tylko z trzech młodzieńców: „najmłodszy przebrany jest za kobietę, dwaj drudzy przewracają kożuchy włosem na zewnątrz, opasują się powrósłem, przewracają na nice czapki, brodę przyprawiają sobie z konopi, buty stare dziurawe podwiązują powrósełkami”. Druga grupa jest dużo liczniejsza. Tworzą ją: diabeł, śmierć, niedźwiedź, cygan, koń, koza, osioł, wojskowy. Wspólną cechą tych grup jest cel: psoty, zbieranie wiktuałów (czasem pieniędzy) i wspólna zabawa.

 

Wielowiekowe tradycje ostatkowe podtrzymują również organizatorzy „Ścięcia śmierci” w Jedlińsku, podczas którego chłopcy i mężczyźni zawsze przebierają się za kobiety.

 

 

 


 

[1] Zespół „Korzenie” powstał w 2014 r. w wyniku podziału Zespołu Folklorystycznego z Łaguszowa na Zespół „Łaguszowianki” i Zespół „Korzenie”. W swoim dorobku mają wiele autentycznych pieśni ludowych, zwyczajów i obrzędów, a także tradycyjnych tańców ludowych. Ich programy były nagradzane na ogólnopolskich festiwalach i konkursach.

 

Liczba wyświetleń: 136

powrót

Szanowni Państwo, jeżeli opublikowany artykuł nie jest prawidłowo odczytany przez czytnik ekranu, prosimy o przesłanie uwag do artykułu wraz z podaniem linka do informacji, której dotyczy pytanie. Postaramy się udostępnić bardziej czytelny plik.