Z serca Polski nr 7/17

Człowiek zawinił, ucierpią dziki?

2017.06.13 14:20 , aktualizacja: 2017.06.14 11:16

Autor: Paweł Burlewicz, Wprowadzenie: Paweł Burlewicz

Dwie duże lochy dzika Problemem jest wędrówka...
Świnia w ciemniejsze plamy karmiąca młode Wymogi bioasekuracji...
Dwa małe warchlaki dzika Jeśli w jakimś regionie...
Leżąca maciora, dookoła niej baraszkujące małe świnki Zagrożenie ASF powoduje...

W lasach wschodniej Polski konsekwentnie odstrzeliwują dziki. Część hodowców świń chce, by wybić je wszystkie. Tymczasem za epidemię afrykańskiego pomoru świń (ASF), w równie dużym stopniu odpowiedzialni są ludzie.

 

Sytuacja rzeczywiście jest niebezpieczna, bo ASF to nieuleczalna i zaraźliwa wirusowa choroba świń wszystkich ras oraz dzików. Choć nie jest groźna dla człowieka ani innych gatunków zwierząt, może powodować znaczne straty finansowe. Pierwszy przypadek zakażenia w naszym kraju wykryto ponad 3 lata temu.

 

W Polsce początkowo pojawiły się trzy ogniska epidemii – w powiatach sokólskim, hajnowskim i białostockim. Dziś strefa zagrożenia sięgnęła aż do województwa mazowieckiego.

 

Do końca maja pozostawały w niej tereny położone w pięciu powiatach naszego regionu – ostrołęckim (Rzekuń, Troszyn, Czerwin i Goworowo), ostrowskim (cały), sokołowskim (Ceranów, Sterdyń, Jabłonna Lacka i Repki), siedleckim (Korczew, Przesmyki, Paprotnia, Suchożebry, Siedlce, Mordy i Zbuczyn Poduchowny) oraz łosickim (cały).

 

Zwierzęta się spisuje i bada. Tylko w 2014 r. pobrano w Polsce 48 tys. próbek od świń i dzików, a liczba kontroli rośnie. Do 26 maja br. odnotowano 320 przypadków zakażenia ASF, głównie na terenie trzech ognisk choroby.

 

Hodowcy chcą eliminacji

Stowarzyszenie Producentów Trzody Chlewnej „Podlasie” z Białej Podlaskiej wystąpiło do marszałków województw regionów zagrożonych z apelem, by doprowadzić do całkowitej eliminacji dzików z Podlasia, Lubelszczyzny i Mazowsza, bo są nosicielami wirusa.

 

Liczba tych zwierząt rzeczywiście rośnie, a w dodatku stają się coraz śmielsze i podchodzą blisko ludzkich siedzib. Stają się tak odważne, że stanowią duży problem nawet dla... mieszkańców Warszawy. Jak podaje Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt, który zajmuje się odłowem na zlecenie stołecznych Lasów Miejskich, tylko w 2016 r. wywieziono z terenu wszystkich dzielnic 623 osobniki. Do maja br. w odłownie złapały się kolejne 282 sztuki.

 

Trzeba tylko zredukować

Czy to znaczy, że należy wytępić te piękne zwierzęta, by uratować świnie przed ASF? Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA), agencja Unii Europejskiej, opublikowała opinię naukową, w której ostrzega, że nigdzie nie udało się wyeliminować całkowicie dzików przez polowanie i zastawianie pułapek, a kiedy wyniszczy się je w jakiejś okolicy, pozostałe mają bardzo dużo młodych, a z zewnątrz napływają kolejne stada. W dodatku polowanie na dziki powoduje mieszanie się stad i szybsze rozprzestrzenianie się ASF, więc skuteczniejsze jest utrzymywanie populacji dzików na ustalonym poziomie.

 

Według specjalistów z Unii Europejskiej wystarczy obniżyć populację do gęstości około 5 osobników na 1000 ha, czyli 0,5 osobnika na kilometr kwadratowy. Polski Związek Łowiecki przystąpił do działań od razu. Zadanie nie było proste, bo np. w rejonie Puszczy Białowieskiej zagęszczenie dzików sięgało aż 7 osobników na kilometr kwadratowy. Po odstrzale, na koniec 2016 r., było to już poniżej 1 osobnika na kilometr kwadratowy.

 

Nie zburzyć ekosystemu

Dyrektor Departamentu Polityki Ekologicznej, Geologii i Łowiectwa Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego w Warszawie Tomasz Krasowski wskazuje na praktyczne problemy. – Zmniejszenie populacji dzika jest konieczne, ale nie możemy wyeliminować wszystkich, bo zaburzy to ekosystem. Za czasów PRL, w latach 60., płacono za łapki upolowanej wrony lub sroki, co spowodowało wzrost liczby owadów. Podobnie w Chinach lat 50. XX w. unicestwiono wróble, co przyczyniło się do takich zmian w środowisku, że nastąpił nieurodzaj, głód, a w konsekwencji zginęło kilkadziesiąt milionów ludzi – przypomina miłośnik przyrody.

 

– Przyrost liczby dzików wynika głównie ze zmiany struktury upraw rolnych. Kiedyś w Polsce nie było kukurydzy, teraz pola są powszechnie nią obsiewane, a populacja dzików gwałtownie się zwiększyła – tłumaczy dyrektor Krasowski.

 

Dzik jest typowym wszystkożercą, żywi się m.in. dżdżownicami, owadami, gryzoniami, kukurydzą, roślinami bulwiastymi, żołędziami, zjada nawet padlinę. W poszukiwaniu pokarmu zdziera wierzchnie warstwy gleby, spulchnia ją i miesza. Zwierzęta te odgrywają ważną rolę w ekosystemach leśnych i polnych. Oczywiście wyrządzają sporo szkód w przyleśnych uprawach, lecz całkowita likwidacja ich populacji groziłaby plagą szkodników: gryzoni i owadów.

 

– W województwie mazowieckim gospodarkę łowiecką prowadzimy właściwie. W początkowym okresie wystąpienia ASF były duże utrudnienia, spowodowane procedurami związanymi z zagospodarowaniem dzika pozyskanego z odłowu, ale z tego co mi wiadomo, koła łowieckie już sobie z tym poradziły. Myśliwi redukują populację dzików, więc ich działania należy doceniać, a nie krytykować. Trzeba pamiętać, że robią to nie zawodowo, tylko w wolnym czasie i za własne pieniądze – tłumaczy dyrektor Krasowski. Obecnie zagęszczenie populacji dzików mieści się w ramach określonych przez Unię Europejską.

 

ASF przyszło ze Wschodu

Pierwsze ogniska ASF w Europie odnotowano już w 1957 r. w Portugalii. Po likwidacji problemu w Belgii (1985) i Holandii (1986) wydawało się, że poza Sardynią nasz kontynent jest wolny od zarazy. Czemu w takim razie dzisiaj ASF zagraża rolnikom w województwie mazowieckim? W 2007 r. nowe ognisko choroby pojawiło się w Gruzji, skąd wirus rozprzestrzenił się na sąsiednie kraje. Rosja w latach 2007–2012 poniosła przez zarazę straty finansowe przekraczające miliard dolarów. Źródłem pierwotnych zakażeń w Polsce są dziki przechodzące do naszego kraju przez granicę z Białorusią.

 

– Na Litwie występuje wiele ognisk choroby, rośnie liczba zakażeń na Ukrainie, gdzie zapanował rozgardiasz, Białoruś już nawet nie raportuje, co się tam dzieje – ostrzega dr Tadeusz Jakubowski z Katedry Chorób Dużych Zwierząt Wydziału Medycyny Weterynaryjnej SGGW.

 

– Zarażone dziki będą się pojawiać, dlatego ważne, co robią ludzie. Niezwykle istotny jest zwłaszcza wysoki standard bioasekuracji przy hodowli świń. Zwierzęta muszą być zamknięte w budynkach inwentarskich, z zabezpieczonymi siatką oknami. Na wybiegu mogłyby mieć kontakt z dzikami oraz ptakami, które latając po lesie, mogły napotkać padłego dzika, chorego na ASF. Osoby obsługujące zwierzęta muszą przed wejściem do chlewni zmieniać ubranie na robocze. Ważne jest rygorystyczne przeprowadzanie dezynfekcji, nie tylko pomieszczeń inwentarskich, ale również miejsc, gdzie podjeżdżały pojazdy obsługujące farmę – paszowozy, transport do przewozu zwierząt, zakładów utylizacyjnych itp. Należy właściwie opłacać ludzi, którzy znajdują padłe dziki w lesie i na polu – wyjaśnia dr Jakubowski.

 

Jego zdaniem w zagrożonych rejonach powinno się zlikwidować hodowle, które nie gwarantują odpowiedniej bioasekuracji. Zwraca też uwagę na zagrożenia wywołane handlem niebadanym mięsem, szczególnie niepoddawanym obróbce termicznej, jak np. boczki, słonina czy kindziuki, które często spotyka się na bazarach (sprzedawane bez tzw. dokumentu handlowego i świadectwa weterynaryjnego). Poważnym zagrożeniem jest też mięso przywożone zza wschodniej granicy Polski. Inspekcja weterynaryjna powinna mieć nadzór nad produktami pochodzenia zwierzęcego od pola do stołu. Dziś sprawdza produkty wieprzowe przetwarzane w zakładach mięsnych.

 

– Nie ma pieczy nad handlem i w placówkach żywienia. Dlatego powinno się rozszerzyć jej kompetencje. Państwowa Inspekcja Sanitarna nie jest przygotowana ani kadrowo, ani merytorycznie do nadzoru nad bezpieczeństwem żywności pochodzenia zwierzęcego – martwi się dr Jakubowski.

 

Bardzo duże straty

ASF jest niebezpieczne, ale nie ma bezwzględnego obowiązku wybicia całego stada świń. Zrobiono tak jednak przy pierwszych dwóch ogniskach w Polsce, zlikwidowano całą populację w obszarze zapowietrzonym (3 km) i zagrożonym (kolejne 7 km).

 

Straty ponosi nie tylko rolnik. Koszty przy likwidacji stada świń obejmują odszkodowanie za zwierzęta, zabicie i utylizację ich ciał, za paszę i jej zniszczenie, dezynfekcję i konieczne badania laboratoryjne. Średni koszt likwidacji stada świń w przeciętnym gospodarstwie na wschodzie Polski to około 10 tys. zł.

 

Problem potęguje fakt, że wirus ASF jest bardzo odporny. W odchodach utrzymuje się przez 11 dni. W mięsie mielonym wytrwa 105 dni, w solonym – aż pół roku. Wirus wykazuje dodatkowo dużą odporność na wysychanie i gnicie. Szkodzą mu tylko wysokie temperatury – 55°C eliminuje go po trzech kwadransach.

 

– Nie zabija go ani wędzenie, ani peklowanie, ani mrożenie. W mrożonym mięsie wirus przeżywa około 1000 dni – ostrzega prof. dr hab. Zygmunt Pejsak z Państwowego Instytutu Weterynaryjnego, w materiale skierowanym do rolników. – Jeśli zakopiemy padłą świnię, w ziemi drobnoustrój przeżyje nawet 7 miesięcy. W chlewni, gdzie były chore zwierzęta, a której nie zdezynfekowano, przetrwał przez 4 miesiące. Do tej pory nie ma szczepionki, więc jedynym sposobem walki z ASF jest wybijanie zwierząt – informuje weterynarz.

 

Śmierć w męczarniach

Wirus wnika do organizmu najczęściej przez układ pokarmowy. Pierwsze objawy choroby pojawiają się z reguły dopiero po 6–10 dniach. Wszystkie inne poprzedza wzrost ciepłoty ciała (41–42°C). Po 3–4 dniach temperatura zwierzęcia gwałtownie spada, pojawia się sinica skóry uszu, brzucha i boków ciała, liczne drobne wybroczyny na skórze, duszność i pienisty, czasem krwisty wypływ z nosa, zapalenie spojówek i biegunka. Z reguły oznacza to, że świnia ma przed sobą nie więcej niż 24 godziny życia.

Walka z ASF jest ważna, ale odpowiedzialny za nią jest człowiek. Nie da się wszystkiego zrzucić na dziki.

 

 

Błędy popełniane przez ludzi:

  • nielegalny handel obwoźny trzodą chlewną,

  • handel mięsem pochodzącym z nielegalnego uboju,

  • niestosowanie świadectw zdrowia przy przemieszczeniach świń,

  • niestosowanie kwarantanny przy wprowadzeniu nowych zwierząt do stada,

  • brak szczelnego ogrodzenia budynków,

  • niedezynfekowanie pomieszczeń hodowlanych,

  • brak mat dezynfekcyjnych przed wejściem do pomieszczeń hodowlanych,

  • niestosowanie osobnego stroju do pracy przy hodowli,

  • karmienie zwierząt odpadami kuchennymi,

  • niedbałość o ograniczenie liczby „gości” na terenie hodowli, nie tylko ludzi, ale też zwierząt – myszy, szczurów, ptaków i kotów,

  • dokarmianie dzikich zwierząt przez odwiedzających las,

  • prowadzenie dużych polowań z psami i nagonką, powodujące przemieszczanie stad dzików na znaczne odległości,

  • zbyt intensywne polowania, prowadzące do rozpraszania się grup i wędrówek osobników.

Liczba wyświetleń: 446

powrót

Szanowni Państwo, jeżeli opublikowany artykuł nie jest prawidłowo odczytany przez czytnik ekranu, prosimy o przesłanie uwag do artykułu wraz z podaniem linka do informacji, której dotyczy pytanie. Postaramy się udostępnić bardziej czytelny plik.